Kalendarium

09-11.01.2024 · Viscom, Düsseldorf

30.01-02.02.2024 · RemaDays, Nadarzyn

30.01-02.02.2024 · ISE, Barcelona

19-22.03.2024 · FESPA, Monachium

03-05.09.2024 · Warsaw Print Tech Expo, Nadarzyn

Miasto jak malowane

Data publikacji: styczeń 2014

Mapping 3D, czyli multimedialne projekcje na budynkach, to najbardziej spektakularna forma „zabawy” ze światłem i architekturą. Wielkoformatowe aranżacje pozwalają zobaczyć budynki w zupełnie innej odsłonie niż na co dzień. Dzięki temu, choć na jedną noc, zwracają naszą uwagę na cenne, a często zaniedbane i niedostrzegane obiekty.


Autor: Jacek Golicz

  

© Festival of Lights/Frank Herrmann

 

W tym roku odbędzie się dziesiąta już edycja berlińskiego Festival of Lights, który stanowi jedną z najbardziej rozpoznawalnych imprez masowych nie tylko w Niemczech, ale i w całej Europie, a nawet na świecie. Ostatnio wydarzenie przyciągnęło ponad 2 mln widzów.

W Europie Zachodniej już od ponad dekady organizowane są festiwale światła, podczas których przestrzeń miejska staje się sceną dla spektakularnych projekcji. Jedną z najstarszych tego typu imprez na naszym kontynencie jest berliński Festival of Lights. W październiku odbędzie się jego jubileuszowa, dziesiąta edycja. „Festiwale światła są w coraz większym stopniu postrzegane jako narzędzie marketingowe, służące rozwojowi turystyki i wzrostu ekonomicznego. Światło przyciąga ludzi!” – ocenia Birgit Zander, dyrektor Festival of Lights. „Jednak samo światło to za mało. Festiwale muszą stawać się coraz bardziej wyszukane pod względem artystycznym i technicznym, aby przetrwać i dalej się rozwijać. Co więcej, aranżacjom świetlnym musi towarzyszyć ciekawy program wydarzeń. By zorganizować takie przedsięwzięcie, niezbędne są zaawansowane działania marketingowe i odpowiednie formy finansowania”. Szeroko zakrojone działania promocyjne oraz wsparcie sponsorów i partnerów przynoszą efekty: w zeszłym roku Festival of Lights w Berlinie odwiedziły ponad 2 mln osób!

 

Światło nad Wisłą

© Philips 

 

Festiwale światła są niepowtarzalną okazją do tego, by choć na jedną noc dać zaniedbanym, wiekowym budynkom nowe życie i zwrócić na nie uwagę mieszkańców polskich miast. Na zdjęciu: jeden z pokazów podczas łódzkiego Light. Move. Festival.

Do Polski moda na festiwale światła zawitała kilka lat temu. Z czasem imprezy w Łodzi (Light. Move. Festival.), Toruniu (Bella Skyway Festival) czy Jeleniej Górze (Karkonoski Festiwal Światła) na stałe wpisały się do polskiego kalendarza festiwalowego. Ich organizatorzy mają ambicję uczynienia z nich wydarzeń znanych również za granicą. Co decyduje o popularności takiej formy sztuki wśród artystów i odbiorców? „Światło w swej prostocie, a zarazem wyrafinowaniu, jest narzędziem dla stworzenia ciekawych pomysłów i wydarzeń artystyczno-kulturalnych” – odpowiada Beata Konieczniak z rady fundacji Lux Pro Monumentis, kreator Festiwalu Kinetycznej Sztuki Światła Light. Move. Festival. w Łodzi. „Atutem festiwali światła jest ich niesamowita moc oddziaływania na widza, ale też dostępność dla szerokiego grona odbiorców. Mappingi zadziwiają, wzbudzają zachwyt, a niejednokrotnie nawet wzruszają, dlatego właśnie coraz częściej artyści decydują się na taką formę przekazu, aby w fabule zawrzeć tożsamość miejsca czy zarys ważnych dla danego społeczeństwa wydarzeń oraz postaci”. Nie powinien zatem dziwić fakt, że z roku na rok wydarzenia te przyciągają coraz więcej osób; ostatni festiwal w Łodzi obejrzało ponad 200 tys. osób, w Toruniu – ponad 150 tys., a w Jeleniej Górze – ponad 30 tys. „Kiedyś artyści sięgali po dłuto i pędzel, dziś coraz częściej wykorzystują nowoczesne narzędzia, by trafić do współczesnego, coraz bardziej wymagającego odbiorcy” – dodaje Karolina Szczepanowska, główny specjalista ds. PR Toruńskiej Agendy Kulturalnej, odpowiedzialnej za organizację Bella Skyway Festival. „Podczas festiwalu mappingi wzbudzają bardzo duże zainteresowanie publiczności. Płonące i zapadające się budynki oraz fantastyczne projekcje wielkoformatowe są bardzo widowiskowe”.

 

Nie tak łatwo

© Adrian Chmielewski

 

Spektakularne pokazy mappingu na budynkach przyciągają tłumy, często spoza miejscowości, w których organizowany jest festiwal, czy nawet z zagranicy. Sprzyja to promocji miasta i regionu oraz firm i instytucji zaangażowanych w organizację wydarzenia.

Mapping rzeczywiście robi spektakularne wrażenie. Zanim jednak widzowie będą mogli podziwiać miasto rozświetlone setkami kolorowych świateł, organizatorzy muszą zmierzyć się z wieloma wyzwaniami, zarówno od strony technicznej, jak i logistycznej.

Okazuje się, że pierwszą barierę może stanowić sama architektura, nie wszędzie bowiem da się wykorzystać świetlne aranżacje. „Zabytkowa toruńska starówka stanowi bez wątpienia wyzwanie dla twórców mappingów” – wyjaśnia Karolina Szczepanowska. „Nie każdy z budynków może stanowić tło projekcji wielkoformatowych; na przykład przeszklone przestrzenie ograniczają możliwość wykorzystania tej techniki. Podczas mappingów sprawdzają się jasne fasady, a dominująca w Toruniu ceglana, gotycka architektura nie ułatwia pracy organizacyjnej nad festiwalem”. Najlepiej, kiedy powierzchnia wyświetlania jest płaska i jasna, a przed budynkiem jest sporo przestrzeni, gdzie można rozstawić sprzęt i pomieścić wiele osób, zapewniając im tym samym swobodę i komfort oglądania.

Kolejną przeszkodą w organizacji festiwali światła są właściciele i zarządcy budynków, które wybrano pod projekcje. Przekonanie ich do udostępnienia obiektów bywa niekiedy kłopotliwe. Znacznie łatwiej rozmawia się na przykład z przedstawicielami instytucji państwowych, w których interesie jest promocja miasta. Budynki użyteczności publicznej są wybierane także dlatego, że łatwiej przygotować je do projekcji, czyli całkowicie wyciemnić od wewnątrz i wyłączyć iluminację zewnętrzną, na przykład zainstalowaną na elewacji. „Do pełnego pokazania swoich możliwości i walorów mappingi potrzebują całkowitego wyciemnienia również okolicy projekcji, co wymaga od organizatora uzyskania kolejnych pozwoleń na wyłączenie oświetlenia ulicznego oraz – w zależności od miejsca, w którym przygotowujemy mapping – zgody na wyłączenie z ruchu samochodowego bądź tramwajowego” – dodaje Beata Konieczniak.

Samo przygotowanie pokazu mappingu to od strony technicznej złożony proces. „Zawsze zaczynamy od dokładnej analizy struktury budynku, na którym mapping ma być wyświetlany” – tłumaczy Ewelina Łuszcz, dyrektor artystyczna firmy Art4Media, zajmującej się tworzeniem animacji i oprawy multimedialnej eventów. „Przyglądamy sie też otoczeniu, aby mieć pewność, że pokaz tam zrealizowany będzie miał maksymalną siłę oddziaływania”. Potem następuje tworzenie samej aranżacji. Pierwszym krokiem jest napisanie scenariusza i narysowanie storyboardu. Następnie trzeba odwzorować maskę budynku, aby później wykonana animacja dokładnie wpasowała się w jego strukturę. Po przeniesieniu siatki do komputera tworzona jest animacja, którą następnie przekazuje się do udźwiękowienia. „Po zakończeniu tych prac odbywa sie próba, podczas której analizujemy, czy animacja jest dobrze wpasowana w budynek i czy wszystkie elementy są widoczne. Wprowadzamy ewentualne poprawki i realizujemy widowisko” – dodaje Ewelina Łuszcz.  

Rzecz jasna niemałe znaczenie mają również koszty organizacji festiwalu światła, związane z gażą artystów czy grafików, ale przede wszystkim z obsługą techniczną: wypożyczeniem odpowiedniej mocy projektorów i zbudowaniem całego zaplecza technicznego, w tym udźwiękowienia. „Bez pomocy władz miasta, instytucji kultury czy innych jednostek administracji publicznej, a także partnerów i sponsorów, niewielkie organizacje pozarządowe mogą nie udźwignąć rosnącego w tak szybkim tempie zainteresowania festiwalami światła” – przyznaje Beata Konieczniak. „Choć jest to pozytywny sposób kreacji przestrzeni i promocji miasta, wymaga olbrzymich nakładów finansowych”.

 

Opłacalne zaangażowanie

© Adrian Chmielewski

 

Aspekty techniczne, finansowe i organizacyjne czynią z festiwali światła trudne przedsięwzięcie. Jednak, jak pokazują przykłady Torunia, Łodzi i Jeleniej Góry, jest to ciężar do udźwignięcia nawet przez mniejsze miasta. Na zdjęciu: Bella Skyway Festival w Toruniu.

Z tego względu organizatorzy takich imprez szukają wsparcia również u partnerów komercyjnych. Dla firm, zwłaszcza tych związanych z branżą oświetleniową, sponsorowanie festiwali światła stanowi znakomitą okazję do autopromocji. „Świat reklamy coraz częściej wnika w przestrzeń miejską, przetwarza ją, wpływa na nasze otoczenie, a standardowe formy promowania produktów stają się coraz mniej skuteczne” – wyjaśnia Ewelina Łuszcz. „W dobie przesycenia rynku nachalnymi kampaniami reklamowymi i kolorowymi billboardami szpecącymi nasze miasta mapping okazuje sie widowiskiem mogącym połączyć promocję marki z niesamowitym, artystycznym wydarzeniem. Motywy reklamowe pojawiające się w animacji nie są zazwyczaj elementami dominującymi, dlatego też widowisko z łatwością angażuje odbiorcę, nie narzucając mu produktów, logotypów czy haseł reklamowych”.

Bez wątpienia festiwale światła są potężnym narzędziem marketingowym, z którego korzystają wszystkie firmy i instytucje angażujące się w ich realizację. To także idealna promocja (a w efekcie zysk) dla miasta czy regionu. Podczas zeszłorocznego Festival of Lights w Berlinie widzowie, którzy przyjechali specjalnie na to wydarzenie, dokonali łącznie ponad 650 tys. rezerwacji hotelowych. Berliński festiwal pojawił się w mediach na całym świecie aż 1,8 mld razy! „Mapping na budynkach może być oglądany jednocześnie przez tłumy ludzi” – mówi Birgit Zander. „To rodzi duży potencjał wiralowy, ponieważ widzowie robią zdjęcia i nagrywają filmy, a potem dzielą się nimi w Internecie”.

 

Oprócz festiwali

Mapping pojawia się w Polsce nie tylko przy okazji festiwali światła. Towarzyszy także koncertom, pokazom mody, wydarzeniom sportowym czy świętom obchodzonym w centrach polskich miast. Sprawdza się zatem zarówno jako samodzielny projekt artystyczny, jak i oprawa wizualna imprezy czy narzędzie promocji. Mapping stricte reklamowy to już jednak zupełnie inny temat.

 

 

 

 

 

 

 

 

« poprzedni   |   następny » « wróć

Komentarz miesiąca

Małe kroczki dla wspólnego dobra

Obecne czasy stają się coraz bardziej burzliwe i niespokojne. W takiej epoce także komunikacja wizualna staje w obliczu sytuacji, w której powinna za każdym razem od nowa przemyśliwać swoją rolę, by dążyć do ulepszenia świata. Zdaję sobie w pełni sprawę z naiwności tego postulatu, lecz mimo wszystko sądzę, że pozostaje on ważny, a może wręcz kluczowy. Z najnowszego numeru VISUAL COMMUNICATION, dowiecie się zatem między innymi....

Reklama